Rozmowa z Piotrem Czyżewskim, wiceprezesem zarządu Polskiego Towarzystwa Ubezpieczeń SA
Bożena M. Dołęgowska-Wysocka – Panie prezesie, „Gazeta Ubezpieczeniowa” otrzymała wraz z całą prasą obszerny komunikat zarządu PTU. Dużo tam sformułowań prawniczych i liczb. Chciałabym z panem porozmawiać tak „po ludzku”, co złego dzieje się w PTU? Dlaczego Komisja Nadzoru Finansowego zagroziła nadzorem komisarycznym? Czy może uspokoić pan agentów, brokerów, innych pracowników?, Czy mają podstawy, by szukać szczęścia gdzie indziej?
Piotr Czyżewski – Zarząd towarzystwa jest zainteresowany, aby w sposób rzetelny i wyważony przedstawić całemu środowisku ubezpieczeniowemu informacje o spółce, w tym o jej kondycji finansowej. To oczywiste, że chcemy też przedstawić nasz punkt widzenia w sytuacji, w której mamy zapowiedź wszczęcia przez Komisję Nadzoru Finansowego postępowania w sprawie wprowadzenia w PTU zarządu komisarycznego. Stąd komunikat, o którym pani wspomniała oraz nasza rozmowa.
Co się dzieje, panie prezesie?
– Sytuacja jest, mogę powiedzieć, nieco dwuznaczna. PTU osiąga najlepsze wyniki finansowe w swojej historii, o czym także mówimy w komunikacie. Wszystkie wskaźniki ustawowego bezpieczeństwa, jakimi powinien legitymować się zakład ubezpieczeń, są przez PTU spełnione z dużym zapasem. A co się dzieje? Otóż od pewnego czasu istnieją rozbieżności między akcjonariuszami towarzystwa. Konflikt ten do tej pory nie znalazł pozytywnego rozwiązania.
Proszę przypomnieć w skrócie, na czym ten konflikt polega.
– Sięgnijmy do historii. Otóż, kiedy w 2003 r. trzej nasi główni akcjonariusze zdecydowali się na inwestycje w PTU, tak skonstruowano statut, że decyzje na WZA zapadają większością trzech czwartych głosów. Taki wypracowano wówczas konsensus, którego podstawą, jak sądzę, było przekonanie, że spółka potrzebuje stabilnych podstaw działania jej statutowych organów. Takie rozwiązanie miało służyć realizacji strategii rozwoju PTU, zapewniającej wzrost wartości spółki i jej pozycji rynkowej. W interesie samych akcjonariuszy, partnerów biznesowych PTU a także klientów. Efekty tego zapisu, jak widać po naszych wynikach, są bardzo dobre, bowiem w ciągu czterech minionych lat pod względem przypisu składki podwoiliśmy nasz wynik.
To, o co chodzi, skoro jest tak dobrze?
– Chodzi m.in. o zasadnicze zmiany personalne w radzie nadzorczej spółki, oraz o zmiany w statucie , których domaga się jeden z akcjonariuszy.
Konkretnie który?
– Takich zmian chciałby Ciech, którego dwie spółki zależne są akcjonariuszami PTU. Ciech domaga się zapisu w statucie tak, aby decyzje na walnym zgromadzeniu akcjonariuszy zapadały zwykłą większością głosów.
To nie mogło spotkać się z dobrą reakcją ze strony pozostałych akcjonariuszy. To przecież osłabia ich pozycje w spółce.
– Tak, to prawda. Rzecz w tym, że nasi akcjonariusze tak naprawdę jeszcze nie rozpoczęli poważnej rozmowy na ten temat.
[…]
Przykro mi się tego wszystko słucha. W takich sytuacjach najprostsze pytania brzmią, o co chodzi: o władzę czy pieniądze? Albo i – i?
– Powiem tak: jeśli jest pomysł, by sprzedać PTU, to – na Boga – nie ucinajmy gałęzi, na której wspólnie siedzimy! To po pierwsze. Po wtóre: źle jest, kiedy spór wśród akcjonariuszy rozstrzygany jest przy pomocy organu administracyjnego. To ingerencja głęboka i w przekonaniu niektórych analityków rynku ubezpieczeniowego, zwłaszcza jeśli idzie o zmianę statutu, przekraczająca ramy ustawowe, w jakich porusza się nadzór.
To, jakby nie przymierzając, zagrozić komisarzem PZU, za to, że skarb państwa nie może dogadać się z Eureko.
– Powtórzę: to jest bardzo zły sygnał dla całego rynku ubezpieczeniowego. A reasumując istotę konfliktu: myślę, że żaden z akcjonariuszy nie chce dopuścić do tego, że przestanie mieć cokolwiek do powiedzenia w spółce, przez to jego pakiet akcji stanie się praktycznie bezwartościowy i wyląduje…
…z ręką w nocniku – dokończyłam, bo panu nie bardzo wypada. Sama jestem ciekawa, jak będzie wyglądał ten sprzedawany tort PTU.
– Naszą największą wartością jest sieć sprzedaży. Mamy 20 oddziałów, 44 filie, 2000 agentów a wraz z „owcami” jest ich ponad 4500.
Jest się o co bić… Oj jest.
– Dam tu jeden przykład: maleńka firemka związana z PZMot, ma dziś nowego inwestora, który planuje szeroką akcję na rynku. I myśmy to już odczuli, kilka osób odeszło od nas właśnie do tamtej firmy. Ostrą rywalizację o sieć sprzedaży zapowiedziała AXA, HDI zaczyna działać inaczej niż do tej pory. Słychać, że kolejne cztery duże firmy chcą wejść na nasz rynek.
Jesteście ze swoimi aktywami i siecią łakomym kąskiem do połknięcia.
Dziękuję za rozmowę i obiecuję, że „Gazeta Ubezpieczeniowa” będzie uważnie śledzić to wszystko, co dzieje się wokół waszej firmy. Zyczę tez rozwagi i mądrości dla wszystkich.
Bożena M. Dołęgowska-Wysocka
Uwaga! Cały wywiad zamieścimy na łamach „Gazety Ubezpieczeniowej” nr 35 z datą wydawniczą 28 sierpnia br.