Ci, którzy kupują dom lub mieszkanie na kredyt są zobligowani do ubezpieczenia nieruchomości. Zazwyczaj załatwiają sprawę „od ręki” w okienku bankowym, nie chcąc szukać innej możliwości zakupu polisy. Dodatkowo do klientów przemawia zachęta banków, które informują, że wykupione u nich ubezpieczenie automatycznie ulega odnowieniu, a w związku z tym automatycznie będzie dokonywana cesja praw, dzięki czemu klient nie jest zmuszony do corocznego dostarczania formularza z cesją do banku. Dla większości kredytobiorców jest to istotna zaleta, tym bardziej że przy zakupie polisy poza bankiem oszczędności nie są zbyt duże.
„Gazeta Prawna” przeprowadziła sondę, z której wynika, że stawka za ubezpieczenie nieruchomości (tzw. murów) kupowane w banku wynosi przeciętnie 0,08-0,09 proc. sumy ubezpieczenia, podczas gdy u agenta towarzystwa można znaleźć oferty już za 0,06 proc. sumy ubezpieczenia. Jak przekłada się to na składkę? Przy sumie ubezpieczenia 500 tys. zł polisa kupiona w banku kosztuje 400-450 zł, natomiast u agenta – 300 zł. Nie można jednak zapominać, że cena ubezpieczenia kupionego u pośrednika jest uzależniona od kilku czynników i jej koszt może być wyższy.
Stawki ubezpieczeń sprzedawanych przez banki są płaskie, czyli nie różnicuje się ich ze względu na miejsce zamieszkania czy rodzaj budynku.
Katarzyna Walasik-Dubno z biura prasowego banku Millenium, oferującego polisy PZU SA mówi, że roczna stawka wynosi 0,09 proc. sumy ubezpieczenia za pełny zakres ubezpieczenia, czyli uwzględniający również następstwa szkód wodno-kanalizacyjnych. Ta sama stawka obowiązuje zarówno w przypadku nieruchomości murowanych, jak i drewnianych.
A jak wygląda sytuacja w kanałach sprzedaży działających w imieniu towarzystw ubezpieczeniowych ? Jeżeli klient chciałby ubezpieczyć dom w Warszawie, to w PZU SA stawka tylko za podstawową wersję polisy (m.in. bez szkód wodno-kanalizacyjnych) wyniosłaby 0,08 proc, zaś w przypadku pełnej wersji – 0,1 proc. Ale to nie koniec. Jeśli ubezpieczeniem ma być objęty budynek palny, czyli np. zbudowany w technologii kanadyjskiej lub pokryty materiałami palnymi (dach, ściany), stawka rośnie o 50 proc. W przypadku Allianz różnice są jeszcze większe. Przykładowo: u niemieckiego ubezpieczyciela budynek niepalny można ubezpieczyć za 0,08-0,09 proc., a palny już za 0,15-0,17 proc. Dzięki spadkowi cen w ostatnim roku można znaleźć też tańsze oferty, np. w Generali, gdzie stawka za ubezpieczenie murów w przypadku mieszkań w bloku wynosiła we wrześniu ubiegłego roku 0,09 proc., a w tym już 0,07 proc.
Jeszcze taniej jest w Ergo Hestia, Uniqa czy PTU. W tych towarzystwach stawki zaczynają się już od 0,6 proc., trzeba jednak pamiętać, że dotyczy to domów wolno stojących. W przypadku mieszkania w bloku Ergo Hestia liczy sobie 0,09 proc., Uniqa 0,08 proc., a PTU ( w zależności od wariantu polisy ) 07-0,09 proc. Nie można również zapominać, że stawka w Ergo Hestia dodatkowo zależy też od tego, czy dom stoi w mieście (wtedy stawka wynosi 0,06 proc.) czy na wsi (wtedy rośnie do 0,1 proc.).
Przed podpisaniem umowy niezbędnym jest dokładne przeczytanie jej warunków. Wprawdzie niektóre banki jeszcze nie dostarczają klientom aktualnych OWU, które uwzględniają zmiany w kodeksie cywilnym z 10 sierpnia tego roku, jednak klienci nie muszą się niczego obawiać. Z ich punktu widzenia zapisy sprzeczne z nowymi regulacjami nie są obowiązujące. Gdyby jednak do niektórych z ogólnych warunków dotarł Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, mogłyby zostać uznane za niedozwolone.
Przykładowo: w OWU nieruchomości zawieranych z PZU SA za pośrednictwem Millennium Banku znajduje się zapis, że w przypadku znacznego wzrostu cen nieruchomości sumy ubezpieczenia mogą być aktualizowane przez rzeczoznawcę zaakceptowanego przez bank i PZU SA. Wnioskować o to mogą bank, kredytobiorca lub ubezpieczyciel. Jeśli wnioskodawcą jest ten pierwszy, wówczas koszty ponosi kredytobiorca.
Katarzyna Walasik- -Dubno mówi, że Millennium nie zobowiązywało klientów do podwyższenia sumy ubezpieczenia w związku ze wzrostem cen nieruchomości i dodaje, że aż 76 proc. wartości udzielonych kredytów zostało udzielone w 2006 roku i później, kiedy to ceny nieruchomości osiągały najwyższy historycznie poziom.
Istotniejszy jest problem z zapisami o sposobie określania sumy ubezpieczenia. Występują sytuacje, że pracownicy banków doradzają, iż powinna ona być równa wartości udzielonego kredytu. Oznacza to ( w najlepszym przypadku ), że w razie zupełnego zniszczenia nieruchomości odszkodowanie zaspokoi jedynie roszczenia banku, a klient zostanie co prawda bez długu, ale np. ze spalonym domem czy mieszkaniem. W przypadku mniejszych szkód może się zdarzyć, że wypłacone odszkodowanie pokryje np. połowę kosztów restytucji mieszkania czy domu. Tak będzie, jeśli umowa przewiduje tzw. zasadę proporcji. Zgodnie z nią suma ubezpieczenia musi być równa wartości ubezpieczanej rzeczy. Jeśli zostanie ona zaniżona o 50 proc. (bo np. kredyt był na 50 proc. wartości nieruchomości), to towarzystwo obniży odszkodowanie w takiej samej proporcji. Efekt będzie taki, że przy uszkodzeniach na 20 tys. zł, klient otrzyma 10 tys. zł.
( źródło: „Gazeta Prawna” z 30.10.2007 r. )