Jak pisze „Gazeta Prawna” ubezpieczyciele i banki rozpoczynają rozmowy o ubezpieczeniu na wypadek utraty wartości nieruchomości. Gazeta wyjaśnia, że sytuacja ta jest efektem obaw przed spadkiem wartości kredytowanych nieruchomości oraz wysokiego wskaźnika LTV, który pokazuje, jaki jest stosunek kwoty kredytu do wartości nieruchomości.
Tomasz Gryn, dyrektor departamentu sprzedaży kredytów hipotecznych w Polbanku mówi, że w przypadku kredytów udzielanych samodzielnie przez banki wskaźnik wynosi średnio około 70 proc., może nieco mniej. Jeśli chodzi o kredyty udzielane przy pomocy pośredników finansowych jest on nawet wyższy.
„Gazeta Prawna” przytacza dane Open Finance, z których wynika, że dla większych miast jest to od 86 proc. do nawet 104 proc. Tomasz Gryn mówi, że brokerzy często proponują większe kredyty niż potrzebują klienci, oferując zainwestowanie nadwyżki. Dzięki temu pośrednicy mają wyższe prowizje, a dodatkowo mają wynagrodzenie za sprzedaż produktów inwestycyjnych. Gryn podkreśla, że tacy klienci to dla pośredników żyła złota.
„Gazeta Prawna” przypomina o coraz częstszych opiniach ekspertów wieszczących korektę cen na rynku nieruchomości. Tadeusz Hołyński, dyrektor pionu ubezpieczeń finansowych w TU Europa mówi, że w tym roku możemy mieć do czynienia z korektą cen w przedziale od 10 do 15 proc. Z kolei w przytaczanym przez gazetę raporcie firmy A-Z Finanse i portalu Domiporta.pl pojawiają się prognozy mówiące nawet o ponad 20 proc. spadku cen do końca roku. Zdaniem „GP” pojawiają się pewne symptomy wskazujące na pękanie bańki spekulacyjnej na rynku nieruchomości.
Marcin Mrowiec, ekonomista Banku Pekao, mówi np., że wskaźnik mówiący, ile m2 można kupić za przeciętne wynagrodzenie w dużych miastach Polski jest niewiele lepszy niż w najdroższych metropoliach Europy, np. dla Londynu. Dodatkowo wynajmowanie mieszkania stało się tańsze niż kupowanie na kredyt, co też może być oznaką pękania bańki spekulacyjnej.rnrnZdaniem Mrowca w ciągu najbliższych dwóch lat prawdopodobnie na rynek trafi bardzo dużo mieszkań, co też nieco zbije ceny, tym bardziej że marże deweloperów sięgają 40 proc.
Tomasz Gryn mówi, że spadek cen rzędu 20 proc. na rynku amerykańskim lub każdym innym rynku rozwiniętym jest tragedią. Na polskim rynku, na którym od 2004 roku wzrost cen nieruchomości wyniósł na niektórych obszarach kilkaset procent, a średnio statystycznie wzrosły one o ponad 100 proc., spadek rzędu 20 proc. wydaje się naturalną korektą. Jednak zdaniem Gryna, w Polsce nawet taka przecena jest mało prawdopodobna.
„Gazeta Prawna” przytacza dane OpenFinance i Ofert.net, z których wynika, że już po pierwszych pięciu miesiącach tego roku widać niewielki spadek cen ofertowych, ale za to sprzedający są skłonni do większego zejścia z ceny niż rok wcześniej. W ubiegłym roku opuszczali przeciętnie 7 proc. od ceny ofertowej (do 8,87 tys. zł), w tym jest to już 10,4 proc. (do 8,54 tys. zł).
Zdaniem gazety, w tej sytuacji banki poczuły się zagrożone i rozpoczęły poszukiwania możliwości zabezpieczenia się przed sytuacją, w której klient, który wpadnie w kłopoty finansowe, nie będzie mógł spłacić kredytu po sprzedaży domu.
Józef Winiarski, wiceprezes Inter Risk, mówi, że jego towarzystwo od trzech lat ma takie ubezpieczenia w ofercie, ale dopiero teraz banki zaczęły wyrażać nimi zainteresowanie i Inter Risk prowadzi pierwsze poważne rozmowy. Taka opcja znalazła się niedawno również w ofercie PZU SA.
Edyta Szubska, ekspert ds. ubezpieczeń w DomBanku mówi, że jej firma z zainteresowaniem przyjrzy się ofercie PZU SA celem porównania warunków ubezpieczenia. DomBank od dwóch lat korzysta z podobnych produktów ubezpieczeniowych oferowanych przez TU Europa.rnrn„Gazeta Prawna” pisze, że w opinii towarzystw ubezpieczeniowych za kilka lat, na wzór krajów zachodnich, ubezpieczenie na wypadek utraty wartości nieruchomości będzie główną polisą zawieraną przy kredytach hipotecznych. Na chwilę obecną największe przychody towarzystwa generują z ubezpieczeń na okres przejściowy oraz niskiego wkładu własnego. Takie ubezpieczenie może mieć dwie formy.
Tadeusz Hołyński mówi, że ubezpieczenie od utraty wartości nieruchomości może występować jako ubezpieczenie fakultatywne, w odniesieniu do poszczególnych klientów i w takim specjalizuje się TU Europa, bo takie było dotychczas zapotrzebowanie rynku.
Teraz tak TU Europa, jak i PZU SA czy Inter Risk chcą zawierać tzw. umowy portfelowe.rnrnElwira Ostrowska-Graczyk, dyrektor biura ubezpieczeń finansowych w PZU SA mówi, że taka umowa jest zawierana między towarzystwem a bankiem. Obejmuje ona określony portfel kredytów hipotecznych, np. udzielanych osobom fizycznym, przedsiębiorcom z sektora MSP czy klientom korporacyjnym.
„Gazeta Prawna” wyjaśnia, że LTV (z ang. loan to value) jest wskaźnikiem określającym wysokość kredytu w stosunku do wartości zabezpieczenia. Jest wyrażany w procentach np. LTV na poziomie 100 proc. oznacza sfinansowanie kredytem całości nieruchomości. Często od wysokości LTV zależy marża banku – im wyższe LTV, tym końcowe oprocentowanie dla klienta jest większe. W przypadku hipotek może to oznaczać ubezpieczenie tej części portfela, która finansuje nieruchomości w 100 (lub nawet więcej) proc. wartości.
Gazeta zauważa, że z punktu widzenia banku i klienta, obie polisy działają tak samo, choć w tym pierwszym przypadku formalnie ubezpieczeniem objęty jest kredytobiorca, a w drugim kredyt. W przypadku problemów ze spłatą, skutkujących sprzedażą nieruchomości, bank dostaje określoną kwotę. Jeśli nie wystarczy ona na spłatę kredytu, różnicę dopłaca ubezpieczyciel. Różnice pojawiają się też przy opłacaniu składki: przy polisach fakultatywnych robi to klient, przy portfelowych: bank, który wybiera, jakie kredyty będą objęte ubezpieczeniem. Elwira Ostrowska-Graczyk mówi, że zazwyczaj koszty ubezpieczenia wymaganego przez bank, zgodnie z zapisami umów kredytu, ponosi kredytobiorca.
„Gazeta Prawna” zwraca uwagę, że wprawdzie warunki dla kredytów hipotecznych są obecnie uzależnione od wysokości wkładu własnego (tzw. LTV), ale ta różnica między oprocentowaniem kredytu na np. 50 a 100 proc. wartości nieruchomości może wzrosnąć. Może to właśnie wynikać z faktu, że banki będą chciały ubezpieczyć od spadku wartości kredyty na 100 proc. LTV.
Marcin Mrowiec mówi, że każdy bank będzie musiał samodzielnie ocenić, czy jest narażony na niebezpieczeństwo wynikające z przeceny na rynku nieruchomości. W jego opinii tak czy inaczej to się przełoży na wzrost marży, co będzie najbardziej widoczne w kredytach udzielanych na 100 procent lub więcej wartości nieruchomości. Mrowiec zastrzega, że nie oznacza to, że one znikną z rynku, jednakże wymagania odnośnie do np. comiesięcznych wpływów na konto mogą wzrosnąć. Ekonomista Pekao mówi, że jeżeli jednak ktoś wziął dwa lata temu kredyt na 120 proc. nieruchomości, to prawdopodobnie od tego czasu wzrosły jego dochody, a po drugie wzrosła cena tej nieruchomości.
(źródło: „Gazeta Prawna” z 7.07.2008 r., autorzy artykułu: Marcin Jaworski, Mirek Kuk)