Niewiele wskazuje na to, że w najbliższym czasie dojdzie do "przesilenia" czyli realnego wzrostu składek za ubezpieczenia komunikacyjne. Nawet argument w postaci podatku Religi, nie jest w stanie, póki co, zatrzymać odbywajacego sie obecnie "zjazdu cenowego". Widać to zwłaszcza w segmencie najbardziej pożądanym przez TU, czyli w pojazdach nowych lub kilkuletnich, obejmowanych tzw. pakietami dealerskimi. I co najzabawniejsze, można odnieść wrażenie, że cała ta afera z oplatą na rzecz NFZ, stała się tylko dodatkowym impulsem do większej aktywności cenowej i generalnie – konkurencyjnej, w tym segmencie.

Część firmy, które od dłuższego czasu posiadają znaczaczny udział w rynku ubezpieczeń samochodów nowych, stara się zwracać uwagę na takie "drobiazgi", jak rachunek ekonomiczny i wynik, ale zwłaszcza w przypadku towarzystw, które kiedyś się zagapiły, a teraz za wszelką cenę próbują nadrobić stracony czas, powiedziałbym, że aktuariusze oraz spece od finansów są w stanie drzemki, a nawet letargu. Czyli wejście w rynek za wszelką cenę – z jednej strony i utrzymanie się na nim – z drugiej. A wszystko to, kosztem oczywiście bieżacego wyniku technicznego.

Innymi słowy, dyskusja nad koniecznoscią podwyższania stawek, w związku z haraczem Religi, staje się w praktyce dyskusją czysto akademicką, bo konkurencja przyciska do muru i nie pozostawia manewru. Powiem więcej. Nie dość, że nie można w takiej sytuacji podwyższyć stawek, to jeszcze wypada je obniżać, aby inni nie zabrali zbyt wiele z tego tortu.

Kapitalizm wymusza konkurencję, a konkurencja podobno wymusza niższe ceny i lepszą jakość towaru. Czy jednak jakość i niska cena mogą iść w parze. Śmiem wątpić. W każdym razie nie na dłuższą metę. Jakość na rynku z pewnością jest coraz wyższa, choć do ideału daleko. Bezdyskusyjnie, jakość produktu ubezpieczeniowego (mam na myśli ubezpieczenia samochodowe), jest mierzona obecnie nie tylko serwisem sprzedażowym, ale również (a nawet przede wszystkim) posprzedażowym, czyli likwidacją szkód. Wiadomo, że to najbardziej newralgiczny punkt ubezpieczeń, zwłaszcza komunikacyjnych. Tu standardy rzeczywiście poszły ostatnio w górę. Z pełną odpowiedzialnością można powiedzieć, że niektórzy ubezpieczyciele bardzo się starają i niektórym to wychodzi całkiem zgrabnie, choć oczywiście nie idealnie. Ale idealnie nie będzie NIGDY. Za duża skala działalności, zbyt dużo niuansów, pola do interpretacji, czy nadużyć i generalnie, wg. przysłowia – gdzie drwa rąbia, tam wióry muszą polecieć. 

Odnoszę jednak nieodparte wrażenie, że oczekiwanie, iż jakość obsługi likwidacyjnej przważy nad wysokością skladki, to zwykla ułuda. Niestety, to nie jakość serwisu likwidacyjnego, jest w dalszym ciągu i jeszcze pozostanie, najważniejszym kryterium wyboru stosowanym przez klientów i przez tzw. kanały dysrybucji. Jest nim oczywiście CENA. Nie bez przyczyny, szereg firm z branży reklamując swoje usługi, posługuje się hasłem: „tanie ubezpieczenia”. Ludzie patrzą przede wszystkim na wysokość składki, jaką muszą zapłacić. I nie ma się temu co dziwić. Sytuacja ekonomiczna determinuje wybór a my podejmujemy decyzje, odnosząc się do teraźniejszości, a nie jakiejś dłuższej perspektywy czasu. Nie przewidujemy, nie zastanawiamy się nad konsekwencjami. Nie podliczamy najczęściej wszystkich za i przeciw.

Wracając do \"wycinanki\’, jaką zafundowały nam TU, zauważyłem swego czasu, że ustalanie stawek za ubezpieczenia komunikacyjne odbywa się cyklicznie i falowo. Np. dwa lata stawki idą w górę, następnie dwa, czy trzy w dół. I tak na zmianę. Przypomina to trochę cykle koniunktury gospodarczej czy giełdowej. Obecnie, korzystając z terminologii giełdowych analityków technicznych, odnoszę wrażenie, że trwa ostatni etap fali opadającej, charakteryzujący się dużymi \"spadkami\". Są one widoczne szczególnie właśnie w pakietach dealerskich (blue chipach). Aktualna skala „spadków” (prawie paniki) jest tak duża, że zwiastuje być może odwrócenie trendu. Zwłaszcza, że pojawiły się przecież istotne \"przesłanki fundamentalne\", jak haracz Religi, czy sprawa VATu w odszkodowaniach, które do tej pory zostały jakby trochę zignorowane przez rynek, ale prędzej czy później muszą wpłynąć na \"notowania\" czyli cenę.

A jak będzie rzeczywiście? W ubezpieczeniach, jeszcze gorzej niż na giełdzie. Huśtawka nastrojów, a wszystkie analizy można wyrzucić do kosza. Tylko klient się cieszy, bo jest coraz taniej…

Radosław Nowak

Autor jest prezesem firmy INTER-TUR Sp. z o.o. www.intertur.pl

Artykuł ukazał się w Dzienniku Ubezpieczeniowym Nr 81 z 22.04.2008r.

Leave a comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *