Zaglądając – jak zresztą co dzień – do newslettera PIU, znalazłam intrygującą notkę o tym, że Zepter zacznie sprzedawać ubezpieczenia. Doniósł o tym „Wall Street Journal Polska”. Poinformowali też, że w tym celu Zepter powołał nową spółkę Marshall. To ona zajmie się dystrybucją ubezpieczeń, kredytów i produktów inwestycyjnych. Poligonem doświadczalnym będzie stolica Polski. Można domniemywać, że gdy eksperyment się uda, spółka rozszerzy swoją działalność na cały kraj.
To, że Zepter ma świetną sieć dystrybucji nie trzeba mnie przekonywać. Zastanawiam się, jak to będzie działać z punktu widzenia psychologii. Czy sprzedawca garnków i patelni – fakt, dobrych i drogich – „znajdzie się” jako prawdziwy ubezpieczeniowy agent.? Od czego zacznie namawianie pani Kowalskiej? – pewnie od garnka, bo to jednak jego działalność podstawowa. Jak przejdzie do sprzedaży polisy? – O czym to ja jeszcze chciałem z Panią mówić, pani Kowalska, czy jest już Pani ubezpieczona? Czy p. Kowalska zainteresuje się taką ofertą, czy obruszy? Czy poczuje się wyróżniona, czy raczej naciągana na kolejne wyciągnięcie swojego, czy mężowskiego portfela?
Oczywiście, wszystko zależeć będzie od konkretnego sprzedawcy, jego talentu, uroku osobistego, profesjonalizmu wreszcie, bo rozumiem, że Zepter już szkoli swoich ludzi w produktach finansowych. A przecież konstrukcja polisy jest nieco bardziej skomplikowana niż konstrukcja nawet najbardziej wyrafinowanego garnka.
Bardzo chciałabym porozmawiać z szefami Zeptera, a zwłaszcza tym kimś, kto całą rzecz wymyślił. Sądzę, że to łebski człowiek i artysta w swoim fachu. Od razu przypomniał mi się mój niedawny rozmówca, dyr. Jacek Konieczny z Inter Partner Assistance, od 1 lutego br. nowy dyrektor sprzedaży, który też co rusz zaskakuje swoją firmę nowymi pomysłami. Któż ze „zwyczajnych” dyrektorów wymyśliłby bowiem np. taki assistance dla żarówek??? Zainteresowanych rozmową z dyrektorem Koniecznym odsyłam do „Gazety Ubezpieczeniowej” nr 10, która na rynku ukaże się 4 marca. rnrnrnOstatnio intryguje mnie też inny temat, – jaki jest mniej więcej przedział wieku naszych pośredników finansowych i ubezpieczeniowych? Kto tam przeważa: młodzi, zdolni i prężni 20-latkowie?, łebscy i już oblatani 30-latkowie?, starzy wyjadacze i lisy chytrusy 40-latkowie?, a może 50-latkowie z oszronioną głową, ale bogaci doświadczeniem życiowym i zawodowym?
Chociaż między Bogiem a prawdą, kto jest „młody” a kto „stary”? Kryteria bardzo się zmieniają w tym względzie. Dla Balzaka kobieta 30-letnia (z hakiem) była już doświadczoną, często przeżytą matroną. rnrnrnA „staruszki”? Mój mąż opowiedział mi kiedyś, jak to przed laty młody reporter „Życia Warszawy” z działu miejskiego napisał notkę, że tramwaj potrącił 50-letnią staruszkę. Potem ta „staruszka” goniła z parasolem owego chłopczynę po całej redakcji, a wyglądała, że ho, ho…rnrnrnNie muszę dodawać, że dawno wyszłam z wieku balzakowskiego i podpadam bardziej pod tą „50-letnią staruszkę”. Parasol w redakcji mam.
Bożena M. Dołęgowska-Wysocka, Gazeta Ubezpieczeniowa