Ubezpieczyciele (szczególnie duże firmy) stosują ostatnio metodę narzucania poszkodowanym jakie części mają zamontować w naprawianym pojeżdzie. W swoich kalkulacjach powołują się przy tym na „dyrektywę unijną GVO” i Rozporządzenie Rady Ministrów. O czym mówią te dwa akty prawne? Nie ma tam ani słowa o tym, że przy naprawieniu szkody ubezpieczyciel decyduje za poszkodowanego, że może tylko zamontować „podróbkę” co do jakości której często nic nie wiadomo a praktyka dowodzi, że jest mierna (z czegoś niska cena wynika- prawda?). Te akty prawne powstały tylko dlatego, że w autoryzowanych serwisach nie można było (pod rygorem utraty autoryzacji) montować części nieoryginalnych- w ten sposób klienci nawet jeżeli byli zadowoleni z obsługi w takim serwisie przenosili się do zakładów nieautoryzowanych. To w ocenie unijnych prawników godziło w wolność gospodarczą i wymagało stosownej korekty.
Są jednak pewne wymagania z tymi przepisami związane, które musi spełnić firma naprawiająca pojazd. Po pierwsze to klient może tylko zażądać a za jego zgodą serwis zamontować taką część nieoryginalną (a więc nie ubezpieczyciel o tym decyduje). Po drugie- na każde żądanie klienta ma mu być wydane zaświadczenie, że montowana część jest „o porównywalnej jakości” z oryginałem (ale nie ma np. logo producenta pojazdu). Czy widział ktoś aby którykolwiek z ubezpieczycieli stosujący kalkulację „z podróbkami” pytał się poszkodowanego czy tak chce mieć rozliczoną szkodę?- albo czy dołączył zaświadczenia, że części w kosztorysie są o porównywalnej jakości z oryginałem? To po co mami się poszkodowanych przepisami i dyrektywami? Liczy się po prostu na niewiedzę i niechęć poszkodowanych do czytania przepisów. Tu się liczy nie jakość naprawy, nie gwarancja (za co kompletnie nie odpowiada ubezpieczyciel) tylko zysk ubezpieczyciela. Dodać do tego trzeba jeszcze fakt, że stosuje się nawet na tych „podróbkach” amortyzacje i wypłaca kwoty netto- czy jeszcze coś trzeba wyjaśniać?
Ubezpieczyciele tłumaczą stosowanie cen podróbek tym, że „…jak to można zastosować część nową w samochodzie np. 10-cio letnim- przecież to podniesie jego wartość a odszkodowanie nie może przynosić korzyści…”. Jak bezsensowne i zupełnie nierealne rynkowo oraz życiowo są to stwierdzenia wie każdy kto choć raz sprzedawał samochód lub go kupował. Samochód noszący ślady naprawy zawsze jest niżej ceniony niż taki bezwypadkowy i nikt nie sprawdza czy ma nowe- firmowe nawet np. błotniki. Kto więc pokryje moją dodatkową stratę z tego tytułu? A jak zamontowana będzie część nieoryginalna to stracę dodatkowo na cenie przy sprzedaży pojazdu bo taka „podróbka” rzadko kiedy pasuje do pozostałych części oryginalnych.
Bronić się tylko można w jeden sposób: mieć własną wycenę PONIESIONEJ STRATY MAJĄTKOWEJ (odszkodowanie to nie tylko wypłata kwot za naprawienie przedmiotu zniszczonego- to również a nawet przede wszystkim, wypłata kwoty za poniesioną stratę majatkową- art. 361 kc- nie trzeba wcale pojazdu naprawiać a wyrównana musi być strata majątkowa- koszty jakie poniósłbym gdybym chciał pojazd naprawić- przywrócić stan poprzedni) zrobioną np. przez niezależnego rzeczoznawcę i wnieść na pismie o wyrównanie poniesionej straty majątkowej (miałem części oryginalne, fabryczne, firmowe i za zniszczenie takich ubezpieczyciel ma zapłacić). Jeżeli nie zapłacą nam rzetelnie i uczciwie to pozostaje tylko droga sądowa. Jednak z praktyki wiem, że tych spraw się nie przegrywa o ile adwokat wie, że biegły nie ma prawa liczyć cen części jak ubezpieczyciel- kosztów naprawy na „podróbkach” i potrafi „ukrócić” na sali sądowej taką dyspozycyjność biegłego wobec ubezpieczyciela.
Piotr Korobczuk www.autokor.pl